0
olir1987 13 lipca 2015 22:40
Z racji powiększającej się naszej gromadki chciałam napisać krótką relację z perspektywy rodzica. Nasza dorosła część uwielbia podróżować. Od dwóch lat jesteśmy rodzicami i nasz młody od początku był toporny w przemieszczaniu się. Podróż 2-godzinna w aucie do dziadków zazwyczaj obfitowała w awantury i wrzaski więc nie zabieraliśmy go ze sobą na wyjazdy dalsze. Krótko mówiąc młody wraz z naszym futrzakiem-goldenem odpoczywali od starych u dziadków;p

W chwili obecnej przygotowujemy się na nową towarzyszkę stąd sporo odnośników w tej krótkiej relacji będzie też z perspektywy brzucha.

Zacznijmy od początku. Jest czerwiec przed nami długi weekend, planowany na Malcie. Niestety nasze bilety się zmaltowały w kilka dni przed wyjazdem i zostaliśmy lekko uziemieni. Chęć wyjazdu była zbyt duża. Postanawiamy wyruszyć autem i zabrać młodego ze sobą. Ostatnia nasza eskapada obfitowała u młodego w wielką rozpacz z rozłąki. Młody miał gorączkę a pies wymiotował. Co najważniejsze po 5 dniach naszej nieobecności kiedy nas zobaczyli obu wszelkie objawy minęły jak ręką odjął....

Zaznaczę, że to nasza pierwsza podróż z młodym (nie licząc wyjazdu do Włoch kiedy to z ogromnym brzuchem i równie ogromnym plecakiem śmigałam bez najmniejszego trudu). Nie mamy pojęcia do końca jak się przygotować bo młody jest wymagający - Franek niekoniecznie współpracuje wtedy kiedy my tego od niego oczekujemy, cóż indywidualista..... Druga nasza mała towarzyszka - Mańka (6-miesiąc życia brzusznego) wcale też nie ułatwia mi jako matce życia, gdyż często jestem najzwyczajniej w świecie uziemiona bez opcji chodzenia... Konsultacje z lekarzem i decydujemy się na wyjazd autem (bo zawsze można się zatrzymać) do Budapesztu. Dlaczego Budapeszt? hmm bo chcieliśmy go od dłuższego czasu zobaczyć ;) i z Podkarpacia jest bliżej do Budapesztu niż nad polskie morze....;p mając zaledwie kilka godzin rezerwujemy 3 noclegi w Hotelu Fortuna. Co ciekawe na bookingu hotel ten za 3 noce śpiewał ponad 3200 zł.... na amomie wyszedł on nam za 411 zł ze śniadaniami. Hotel ok, obsługa miła i pomocna, na pewno bym go poleciła.

Cóż pora wyruszać. Zapakowani po uszy wyjeżdżamy o 2 nad ranem.... Młody obudził się i przez prawie dwie godziny ojcu tłumaczył po swojemu jakieś wywody o świnkach... (wpływ Peppy i spotkania w realu z ogromnym prosiakiem.... wystarczająco mocne przeżycie dla dwulatka aby był to temat nr 1 od kilku tygodni). Ja odpływam od razu. Przejazd przez Polskę ok, po wjeździe na Słowację lekki szok (sporo remontów, świateł i telepania). Na Węgrzech mamy wykupioną winietę na autostrady i tutaj miłe zaskoczenie drogami i warunkami. W sumie dojazd do Budapesztu zajął nam ok 7 godz, zrobiliśmy jeden postój na Węgrzech na śniadanie i dotarliśmy bez praktycznie żadnych awantur.... Młody nas mocno zaskoczył a byliśmy przygotowani z całą sterta zabawek i tabletem naładowanym bajkami ;)

Lokalizacja hotelu jest bardzo blisko metra, wykupujemy bilety całodniowe. Wyposażeni w spacerówkę-parasolkę wyruszamy.
Kilka wniosków na początek:
-metro jest dość słabo oznaczone, tzn. tabliczki są mało widoczne dla nas, kilka stacji ominęliśmy bo ich nie zauważyliśmy....
-poza 2-3 głównymi stacjami przesiadkowymi wejście/zejście jest tylko schodami. brakuje tutaj jakichkolwiek ułatwień dla wózków niestety, co oznacza targanie młodego w wózku w górze. Dla mojego brzucha schody są wykańczające...
-mieszkańcy bardzo mili, choć angielski jest dość słabo rozpowszechniony jednak młody zaskarbiał sobie momentalnie ludzi
-dla mnie z brzuchem było więcej życzliwości, ustępowania miejsca, itp. niż w naszym szacownym kraju gdzie dla niektórych ciągle jestem niewidoczna....
- drogi do atrakcji są kiepsko oznaczone, dobrym rozwiązaniem było mapsme apka
- spacerówka-parasolka absolutny niezbędnik z dobrymi pasami, na wielu ulicach lepiej przypiąć dziecko aby mieć pewność że nie wyskoczy prosto pod auto
- Węgrzy mają bardzo dużą tolerancję na dzieci, nikomu nie przeszkadzało, że młody obecnie świeżo odpampersowany i czasami w krzakach na uboczu robił siku... w naszym kraju niestety jest to dość spore oburzenie, choć jak wytłumaczyć 2-latkowi, że toaleta jest za 3 km i musi wytrzymać???? Jakoś bardziej w naszym kraju się toleruje pijaka leżącego niż po prostu sikające na uboczu dziecko....
- przy Dunaju brak jest jakichkolwiek zabezpieczeń/barierek, czyli kończy się chodnik i jest 2-3 metry w dół do rzeki. Tutaj niestety trzeba było mocno pilnować młodego aby był zapięty w wózku przez cały bulwar...
- mają genialną pizze;) nie pamiętam kiedy mi tak smakowała;)
- trafiliśmy na piękną, słoneczną pogodę ale niestety odczuwalna temp. wynosiła ponoć 45-48 stopni -> skwar niesamowity co wymuszało na nas przerwy w południe na drzemki, moje i młodego;)


cdn. ;)Przepraszam, że troszkę z tym moim pisaniem schodzi ale obowiązki wynikające z posiadania 2 latka i dużego brzucha czasami uniemożliwiają aktywny udział w życiu forum;)

przejdźmy do relacji.

Nasz przyjazd do Budapesztu oceniłam na udany i bezproblemowy. Po chwili odpoczynku i zjedzeniu kanapek wyruszamy na miasto a dobiega właściwie pomału południe. Nie jesteśmy w żaden sposób przygotowani do zwiedzania. Posiadamy mini przewodnik Pascala i w rzeczywistości w ogóle z niego nie korzystamy... W hotelu było sporo ulotek i map objazdowych autobusów. Te ostatnie uwielbiam i uważam, że na szybką wycieczkę są najlepsze. Drugą ważną rzeczą jaką wzięliśmy z hotelu był rozkład metra ponieważ na żadnej stacji nie dostaliśmy już takiego....

Zakupiliśmy całodniowe bilety dla naszej dorosłej części, młody jeździ za darmo a młoda na gapę;p

Zwiedzanie postanowiliśmy zacząć od Wielkiej Synagogi. Apka mapsme spłatała nam tu jedynego figla. Zaznaczyła nam jakąs inną synagogę... no cóż dzielnica żydowska więc jest tam ich więcej. Po kilkunastu minutach i błądzeniu po dość malutkich i przytulnych bazarkach docieramy. Z racji tego, że nie jesteśmy fanami wchodzenia dosłownie wszędzie plus dośc drogiego jak na Budapeszt biletu plus młodego, rezygnujemy z wnetrza. Dotarłam do kilku opinii tutaj na forum, że nie warto wchodzić. Ja osobiście nie oceniam. Z zewnątrz jest dośc przyjemnie jest mały kawałek zieleni gdzie młody nam szaleje i zrywa z klombu mamie pięknego kwiatka.... I jak tu go skarcić? skoro 2 latek przynosi matce kwiatka ;)


DSC_0012.JPG



Pomału ruszamy dalej kierując się w stronę najsłynniejszego mostu w Budapeszcie.
Po drodze jeszcze zaglądamy w kilka miejsc


DSC_0040.JPG



-- 16 Lip 2015 23:07 --

Zaglądamy do Bazyliki, wejście jest za dobrowolną ofiarą lub równowartością 1 euro. choć wchodzimy całą naszą gromadką za 1 euro.


DSC_0042.JPG



Wnętrze naprawdę robiące wrażenie, jest nawet kaplica z naszą Matką Bożą Częstochowską. Młody jest też mocno zaintrygowany wnętrzem, niekoniecznie daje nam się zatrzymać wózkiem tylko pokazuje palcem gdzie jeszcze chce podjechać i zobaczyć. Zdecydowanie miejsce warte zaglądnięcia. Problemem jest tylko wejście do środka z wózkiem, gdyż nie ma absolutnie żadnego podjazdu dla wózków, czyli trzeba targać młodego po schodach.


DSC_0056.JPG




DSC_0061.JPG




DSC_0064.JPG




DSC_0092.JPG



Po wyjściu kierujemy się do mostu z słynnymi lwami. Uliczka jest brukowana, młodego ukołysało to pięknie. Po kilku minutach spaceru jesteśmy nad Dunajem. Robimy tu godzinną przerwę. Wzdłuż Dunaju jest ala bulwar, przyjemnie wieje wiaterek od wody a temp. odczuwalna to ponad 40 stopni. Jest pieknie ale jedna rzecz psuje absolutnie widok. To zacumowane ogromne statki, gdzie można zjeść i oglądać widok na drugą stronę. No cóż my odpoczywamy, tzn. młody śpi w wózku a ja z młodą zasypiam oparta o naszą ostoję czyli głowę rodziny.


DSC_0133.JPG




DSC_0135.JPG



Po pobudce całej gromady posilamy się kanapkami, i ruszamy bulwarem w kierunku Parlamentu.
Tak jak wspominałam przy Dunaju nie ma absolutnie żadnej barierki, jest od razu rzeka... Dlatego postanawiamy nie dopinać młodego pomimo jego lekkich protestów.

Dochodzimy do słynny butów


DSC_0139.JPG

Docieramy do słynnego Parlamentu i właściwie spacerujemy dookoła niego. Jest sporo przestrzeni na to aby dziecko mogło się wybiegać po zamknięciu w spacerówce. Wokół Parlamentu są totalne pustki turystyczne także nieskrępowanie korzystamy z tego. Młody mocno przeżywa widok pomnika konia;) cóż fascynacja zwierzętami skromnie powiem po matce;)


DSC_0158.JPG




DSC_0159.JPG




DSC_0161.JPG




DSC_0175.JPG



Kierujemy się dalej w stronę wyspy św. Małgorzaty.
Jest to dla nas trochę wybawienie od nieludzkiej temperatury i skwaru. Wyspa jest bardzo relaksująca. Trafiamy na pokaz fontann i przyznam tutaj, że jak dla mnie był fajniejszy niż podobny widziany w Pradze po zmroku. Dla młodego jest to też nielada atrakcja. Sporo czasu odpoczywamy przy fontannie, nie ukrywam, że to za sprawą mojej brzuchowej formy. Młody ma przestrzeń do brykania i dużo cienia i chłodu.


DSC_0193.JPG



Na wyspie są baseny termalne, z których niestety ale musimy zrezygnować. Przy większości jest informacja (wcześniej sprawdzałam), że kobietom w ciąży i dzieciom do lat bodajże 7 nie zaleca się kąpieli ze względu na wysycenie różnymi minerałami. Spędzamy jakieś 2 godzinki przemierzając całą wyspę na jej drugi koniec gdzie dopiero łapiemy metro. Wyspa jest bardzo przyjemna i ma sporo atrakcji na wolnym powietrzu.
Po wyspie wracamy do centrum i na sam koniec ruszamy na słynny Targ. Tutak trafiamy na końcówkę dnia i szczerze przyznam z zewnątrz budynek ładny ale wewnątrz targ jak targ, na mnie nie zrobił żadnego wrażenia a Langosze wszystkie już były wykupione.... Kupiliśmy owoce dla nas i młodego i pomału zawinęliśmy się do hotelu. Był już wieczór i postanowiliśmy odpocząć. Jakie było nasze zdziwienie kiedy my padaliśmy a młody był jeszcze pełen werwy w pokoju. Jednak i jego pomału zmogło.Pora na kolejny dzień naszego zwiedzania, niestety ostatnie upały mnie wykończyły, potem nerki i nawet mój brzuch nie był w stanie mnie zmusić do pisania dalej tej relacji za co przepraszam.

Drugi dzień zaczynamy od wyruszenia najstarszą linią metra, czyli żółtą. Niestety schody są bardzo strome i nieprzystosowane do wózków. Młody siedzi w wózku, ojciec targa po schodach. Dotarlismy do Pomnika Milenium.
Plac dość spory z prawie każdej strony otoczony ulicami, więc nie decydujemy się na wypuszczenie młodego z wózka. Robi bardzo pozytywne wrażenie.


DSC_0226.JPG




DSC_0244.JPG




DSC_0248.JPG



Kierujemy się następnie obok do Zamku Vajdahunyad. Znajdziemy tam zespół budynków w 3 różnych stylach, każda część jest absolutnie odrębna i całkowicie różna. Uważam, że warto tam zaglądnąć choć spora część osób po prostu omija to miejsce. Zamek jak i samo dojście do zoo otoczone jest parkiem co pozwala wypuścić trochę pociechę i zużyć energii. Jak wspomniałam obieramy kierunek na zoo. Dzieci do lat 2 wchodzą za darmo. Młody był co prawda 2 miesiące już po urodzinach ale i tak został wpuszczony za darmo;) Samo zoo okazało się największą atrakcją dla naszego dziecka. Jest ogromne pisze to w pełni świadoma jak bardzo byłam zmęczona po jego przejściu.... Dzieciaków jest tam multum a do południa odbywa się wiele pokazów, jak chociażby fok, bądź, atrakcji takich jak karmienie danych zwierząt. Ilość zwierząt i ich różnorodność jest naprawdę imponująca. Osobiście nie jestem wielkim fanem zoo (choć do cyrku za żadne skarby nie zabiorę dziecka)ale postanowiliśmy, że go zwiedzimy i muszę przyznać, że sama jestem pod wielkim wrażeniem. Przejście zajęło nam ponad 3 godziny z czego cały czas praktycznie goniliśmy młodego, który biegał od wybiegu do wybiegu. Nie przeszliśmy wszystkich zwierząt bo mój brzuch i mała zaprotestowaliśmy. Młody po ponad 3 godzinach praktycznie padał ale wciąż biegał i krzyczał. Jak dla 2-latka mega wrażenie zrobiły na nim akwaria z rybami, anakonda, goryle no i hit nasz absolutny zoo żyrafa. Dlaczego żyrafa? Mój syn - krzyczący, że mucha lata i uciekający w zoo karmił z ręki swojej małej żyrafę. Przeżył to tak mocno, że do dnia dzisiejszego sama postać żyrafy nawet w kreskówkach budzi wiele radości i emocji. Uprzedzę teraz pytania. Żyrafa była przez nas karmiona podanymi smakołykami przez jednego z pracowników. Z racji tego, że młody był najmłodszy dostał fory w całej grupie tłoczącej się przy siatce i mógł karmić żyrafę wprost na jej mega szorstki język. Pokaz umiejętności fok nie zrobił na nim żadnego wrażenia i chciał tylko iść do innych zwierząt.


DSC_0283.JPG




DSC_0298.JPG




DSC_0305.JPG



misie spały jak zabite w tym upale;)


DSC_0313.JPG



jak dla mnie sporym zaskoczeniem był ogromny smród nietoperzy.... chyba, że to wyczulony ciążowy nos kazał mi się szybko stamtąd ulatniać...


DSC_0326.JPG




DSC_0333.JPG




DSC_0337.JPG




DSC_0347.JPG




DSC_0354.JPG



Jest też specjalna zagroda gdzie można wejść i karmić kozy, owce, itp. wiejskie typowo zwierzęta. Nasz młody średnio był tym zainteresowany bo wychowuje się na wsi. Choć jest to też fajna i ciekawa atrakcja dla dzieci.


DSC_0356.JPG



Po ponad 3 godzinach włóczenia się po zoo mamy południe i mega skwar. Podobno temp. odczuwalna dochodziła w ten dzień do 45 stopni. My uciekamy do hotelu na południową drzemkę. Młody akurat się schłodzi i nie ukrywam, że dla mnie było to też konieczne. Młoda już też w brzuchu była zmęczona i potrzebowała odpoczynku.

-- 30 Lip 2015 23:44 --

Po ponad godzinnej drzemce i regeneracji wracamy metrem na miasto. Wysiadamy po drugiej stronie Parlamentu i podziwiamy widok.


DSC_0373.JPG



Udajemy się następnie do Baszty Rybackiej. Podejście dość strome i niestety spora liczba schodów do przejścia bez przystosowania do wózków. Po wejściu na górę potrzebuję sama chwili na dojście do siebie. Przy Baszcie jest sporo miejsca aby usiąść i dość sporo przestrzeni aby na spokojnie wypiąć młodego z wózka. Baszta bardzo naszemu młodemu się podoba i biega krzycząc i pokazując na Parlament "widok" ;)


DSC_0412.JPG




DSC_0432.JPG



Obok Kościół św. Macieja, jednak niestety przed samym nosem nam go zamykają i nie udaje się nam wejść do środka, jesteśmy już za późno.

Pomału włóczymy się w stronę Pałacu Królewskiego. Po drodze uliczki bardzo przyjemne i widoki na drugą stronę Dunaju.


DSC_0498.JPG



Sam Pałac i tereny wokół niego bardzo relaksujące. Jest dużo miejsca do biegania dla dziecka. Fontanna też przyjemna i mało zatłoczona.


DSC_0538.JPG



Trafiamy akurat na przejazd limuzyn rządowych i prezydenta. Włóczymy się wolnym tempem, podziwiamy widoki i jedziemy coś zjeść. Jedziemy do pizzerii polecanej też tutaj na forum Danillo, bądź coś w ten deseń. Jedyne co mogę powiedzieć: Pizza jest obłędna i jej ciasto. Cena podobna do naszych ale smak tak pyszny, że ostatnio szczerze mogę przyznać, że tak dobrą pizze jadłam we Włoszech. Po całym dniu uciekamy wieczorem już do hotelu. Mieliśmy w planach Budapeszt nocą ale niestety mój brzuch się buntuje i potrzebuje już odpoczynku.

-- 31 Lip 2015 00:11 --

Ostatni dzień planujemy jako leżakowanie nad Balatonem. Jest to największe jezioro błotne Europy. Największy jego plus z perspektywy małego dziecka to długi odcinek płytkiej wody od brzegu. Woda sięga do połowy łydki przez nawet kilka- a w niektórych miejscach kilkanaście metrów w głąb. Jest to bardzo bezpieczne dla takiego szkraba i zachęca do zabawy. Moja rada dobrze sprawdźcie gdzie dokładnie nad Balaton chcecie jechać. Jest on ogromny i niestety w większości miejsc nie ma piasku co jest ogromnie ważne z perspektywy takiego dziecka. My nie mieliśmy praktycznie czasu na rozeznanie i jedziemy autostradą do Siofok. Miała tam być duża plaża piaszczysta ale odnalezienie jej nam się nie udało. Całą linię brzegową zajmują hotele. Ciężko znaleźć tak po prostu wygodne zejście do wody. Na dodatek hotele te mają wydzielone strefy dla swoich klientów. W całym Siofok parking jest płatny. Po ponad 40 minutach udaje nam się znaleźć kawałek piachu a raczej błota i tam się instalujemy. Dookoła same kamieniste zejścia i hotelowe strefy. Wcześniej rozważaliśmy tutaj nocleg ale ceny są dużo wyższe niż w Budapeszcie. Teraz uważam, że to była dobra decyzja. Tłok był ogromny a lepiej by było gdyby miejscówka była lepiej zaplanowana.


DSC_0547.JPG



Wielkość naszej "plaży" nie powala.... ale pomimo dalszych poszukiwań nic lepszego nie udaje nam się znaleźć. Zaopatrzeni w koc, zabawki i parasol wbijamy się tam. Jednak szybko rezygnujemy i przenosimy się na kawałek betonu z kocem. Błoto bardzo szybko go przemacza przez co siedzenie na nim staje się mało komfortowe. Młody nie rusza żadnych zabawek, które zabraliśmy. Największa frajda to płytka woda i hasanie w niej. Cóż dziecka nigdy nie przewidzisz.... Wysmarowani filtrem 50, dwukrotnie w ciągu 3 godzin naszego plażingu pomału zawijamy tobołek. W Siofok są pyszne lody a naszego młodego ciężko wyciągnąć z wody.... Jakoś nam się to udaje i po całych harcach zasypia w aucie zanim ono ruszyło.

Wnioski z Balatonu: Węgrzy mają luz do dzieci i kobiet w ciąży paradujących z całym brzuchem na wierzchu na plaży. U nas ciągle dostaje się całą tonę rad, że tak nie wypada odsłaniać brzucha i wystawianie go choć troszkę na słońce powoduje szkody dziecku (nie wiem jakie jeszcze ciągle...). Na naszym skrawku plaży było nas chyba 4 kobiety z ogromnymi brzuchami i jedyne co to można było usłyszeć to sam pozytyw i uśmiech.

Jeszcze jeden ważny wniosek..... Mimo, że mamy filtr 50 młodego nam i tak spaliło w tej płytkiej wodzie w ciągu 3 godzin.... kończy się Pantenolem na ramionach....

Uciekamy do Budapesztu. I tutaj nasze kochane auto płata nam psikusa, kontrolki trochę świrują i niestety przyprawiają o lekki stres... Późnym popołudniem docieramy do Wzgórza Gellerta i Cytadeli.


DSC_0548.JPG



Parking jest tu najdroższy jaki spotkaliśmy na Węgrzech. Samo wzgórze można obejść w 20 minut. Mieliśmy w planie oglądanie zachodu słońca ale ostatecznie decydujemy się na przeniesienie bliżej Parlamentu. Tutaj nasze auto znowu świruje i dla własnego spokoju wracamy na hotel i decydujemy o wcześniejszym wyjeździe. Podobne sytuacje nam się zdarzały dwukrotnie przy problemach z alternatorem i w nocy a raczej nad ranem z hotelu wracamy do Polski.

Wyjazd absolutnie naszym zdaniem udany. Z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że pomimo, że nasze dziecko jest typem rozrabiaki i upartego chłopca w podróży nie zdarzało się żadne marudzenie. Nie miał on żadnych problemów z jedzeniem, przemieszczaniem się, itp. jak nie nasze dziecko;p
Czego nam się nie udało? Wyjść na miasto nocą i zobaczyć oświetlony Parlament. Może z młodym byłoby to jeszcze możliwe ale tutaj już ja nie dawałam rady z chodzeniem. Nie skorzystaliśmy też z żadnych łaźni czy wód termalnych ponieważ nie są one wskazane dla kobiet w ciąży i małych dzieci (nawet do lat 5 niektóre). Chcieliśmy też przepłynąć promem po Dunaju ale w hotelu nas zmylili mówiąc, że na naszych biletach miejskich jest to niemożliwe. Nie zjedliśmy też Langosza (nie znaleźliśmy go nigdzie...) Pozostałe punkty zobaczyliśmy także ogólnie byliśmy bardzo zadowoleni. Młody może i nie będzie nic pamiętał za jakiś czas ale wziął moim zdaniem dużą lekcję z podróży gdzie sprawdził się w 100% na pewno obniżając nasz poziom lęku o przyszłe eskapady. Mieliśmy dla niego za dużo rzeczy teraz będziemy na pewno mądrzejsi. Jeśli ktoś się waha czy brać dziecko do Budapesztu bez zastanowienia powiem: jedź bo warto!

Dodaj Komentarz

Komentarze (8)

kaviorwiki 13 lipca 2015 23:03 Odpowiedz
Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg i jakieś zdjęcia.
kuba1976 13 lipca 2015 23:59 Odpowiedz
Jako człowiek który na Węgrzech bywa bardzo czèsto z radością czytam o tym że Węgrzy są fajnym narodem bo po prostu są . Szczególnie dla nas - Polaków w końcu Magyar Lengyel ket jo barat :) (Węgier Polak dwa bratanki) Czekam na ciąg dalszy ... PS Jeszcze słówko o stacjach metra : to niestety fakt że metro jest słabo oznakowane i kiepsko dostępne dla wózków szczególnie dotyczy to dwóch najstarszych linii metra czyli żółtej i niebieskiej . Czerwona jest już trochę lepsza ale najlepsza jest zielona - może dlatego że najmłodsza
mnowakrgw 14 lipca 2015 11:42 Odpowiedz
Z racji tego, że niedługo będziemy podróżować już z najmłodszym członkiem rodziny, czekam na dalszą część relacji i zdjęcia znad Balatonu:)
kuba1976 16 lipca 2015 23:22 Odpowiedz
@olir1987Edycja :Teraz już OK
maczala1 17 lipca 2015 11:26 Odpowiedz
olir1987 napisał:Kierujemy się dalej w stronę wyspy św. Małgorzaty. Jest to dla nas trochę wybawienie od nieludzkiej temperatury i skwaru. Wyspa jest bardzo relaksująca. Trafiamy na pokaz fontann i przyznam tutaj, że jak dla mnie był fajniejszy niż podobny widziany w Pradze po zmroku. Fontanna jest naprawdę fantastyczna, my trafiliśmy tam przez przypadek i spędzliśmy chyba ze trzy godziny. W dzień jest bardzo fajnie, a po zmroku jeszcze lepiej. Nie jest to atrakcja tak bardzo oblegana jak inne, można nawet trafić wolną ławeczkę w "pierwszym rzędzie". Parę moich nagrań sprzed miesiąca:https://www.youtube.com/watch?v=drMGPMBqOyIhttps://www.youtube.com/watch?v=CKZZmdrz_HEhttps://www.youtube.com/watch?v=A7KHOc_I5-Q
jarekgdynia 17 lipca 2015 11:50 Odpowiedz
@olir1987 A w jak bardzo zaawansowanej ciąży jesteś, jeśli można wiedzieć?Lekarz nie miał przeciwskazań na taki wyjazd?Przypomniała mi się moja wizyta w Budapeszcie, którą bardzo miło wspominam. :D
olir1987 18 lipca 2015 21:18 Odpowiedz
JarekGdynia napisał:@olir1987 A w jak bardzo zaawansowanej ciąży jesteś, jeśli można wiedzieć?Lekarz nie miał przeciwskazań na taki wyjazd?Przypomniała mi się moja wizyta w Budapeszcie, którą bardzo miło wspominam. :Djak byliśmy w Budapeszcie na początku czerwca to był 6 miesiąc;) a mój lekarz jakoś się nie zdziwił tym pomysłem. jak byłam z młodym w ciąży to zjeździliśmy Włochy ok 5 miesiąca. Na porodówke jadąc jeszcze zajechałam do pracy, teraz zresztą też ciągle pracuję a zostało mi tylko kilka tygodni. Choć ciąży dobrze nie znoszę jestem typem który jak się rusza to jakoś ją przejdzie, a jak się położę to się wykończę;) mimo, że mam nakaz sporej dozy odpoczynku to po prostu czasami się nie da, ten typ tak ma;p;p
magdadd 13 grudnia 2015 21:55 Odpowiedz
Świetna relacja - mam nadzieję, że wkrótce ją wykorzystam ;) Zazdroszczę, podziwiam i cieszę się, że tak miałaś siłę i mogłaś w ciąży. Ja wręcz przeciwnie :( Przy tym deptaku musiałabym moje chyba przywiązać bo z ich ciekawością pewnie by zaliczyły kąpiel.